strona główna  artykuły obrazkikalendarium o co chodzi Tajniak
podpisy (protest) podpisy (dymisja) popierają protest Księga gości


 Czytaj też:

Artykuły - spis



Wywiad z Wojciechem Mannem

Gala - maj 2002

Ostatnio głośno było o jego rozstaniu z radiową Trójką. WOJCIECH MANN pożegnał się ze słuchaczami. Na szczęście, na krótko. Skąd całe to zamieszanie?

Jest jedną z największych osobowości w historii radia i telewizji. Za swoje autorskie programy zdobył kilkanaście prestiżowych nagród. Niedawno z radiowej Trójki (w której pracuje od początku lat siedemdziesiątych) zniknął jako MANNIAK NIEDZIELNY, ale pojawił się w nowym wcieleniu.

Gala: Ostatnio głośno było o twoim burzliwym rozstaniu z Trójką, na chwilę zniknąłeś nawet z anteny.

WOJCIECH MANN: Ani nie odszedłem, ani mi nie podziękowano. Któregoś dnia zaproszono na rozmowę i poinformowano, że moja jedyna audycja, MANNIAK NIEDZIELNY, nadawana w niedzielę o 11.00 nie bardzo pasuje do nowego profilu Trójki. Nie ukrywam, że mnie to trochę wzburzyło. Przyjąłbym argument, że jest to niewłaściwa godzina, bo grałem dość ciężkiego bluesa.Być może miało to wpływ na słuchalność. Ale z drugiej strony jestem trójkowym autorem związanym z radiem od kilkudziesięciu lat. Zrobiło mi się przykro, bo nie poszła w ślad za tym kontrpropozycja.

l co, obraziłeś się i wyszedłeś z torebką?

Nikt mi nie powiedział, że mam się zabierać, a postanowiłem się pożegnać, bo uznałem, że nie ma sensu, żebym jeszcze dwa razy wystąpił, skoro nie pasuję do profilu stacji. Dość szybko zaproszono mnie na kolejne spotkanie i okazało się, że mój MANNIAK może się pojawić kiedy indziej, prawdopodobnie w piątek około północy. Postanowiłem się zastanowić. Lubię tę moją muzyczkę i moich słuchaczy. Pojawiły się tez kolejne propozycje. W efekcie mam krótkie rozmówki o historii muzyki rozrywkowej z Markiem Niedźwieckim, nadawane od poniedziałku do piątku w bloku popołudniowym około 15. No i doszedł jeszcze pomysł, żebym występował w dwugodzinnej rozmowie z interesującą kobietą jako MANN AND WOMAN.

Z kobietą pióra. l jak kobiety piór?

Jak to kobiety piór. W pierwszej audycji z Manuela Gretkowską padły słynne, skandalizujące wypowiedzi, które trwały mniej więcej cztery sekundy na dwie godziny programu, ale o nie zrobił się straszny szum.

Chodzi o...

Określenia czynności seksualnych, to było tylko kilka słów. Zrobiło się zamieszanie. Oczywiście, że tego raczej nikt przez radio nie mówi, szczególnie w niedzielę o 12.00. Teraz wręcz boję się o tym mówić, bo dotyczy to czeluści, w które nie mam wglądu.

A tobie audycja z Manuela Gretkowską się podobała?

Nie podobała mi się, ale z innych powodów. Chodzi o to, że nie była do końca przygotowana. Ty akurat dobrze wiesz, jak to powinno wyglądać, bo twoje nazwisko pada często w kontekście przykładu fajnej rozmowy radiowej między kobietą i mężczyzną. Tylko że nikt już nie pamięta, że nasze wspólne wejścia trwały 15 minut. Poza tym dobrze się znaliśmy i zawsze mieliśmy aż za dużo przygotowanych materiałów. A tutaj wszystko odbywało się w pośpiechu. Ja panią Gretkowską widziałem drugi raz w życiu.

A panią Grocholę?

Pierwszy raz.

Przypadliście sobie do gustu?

Obie panie mi przypadły do gustu. Natomiast czym innym jest prywatna rozmowa, a czym innym audycja radiowa, w której trzeba się rozumieć, wiedzieć, kiedy pada kropka, kiedy powinna być muzyka, kiedy warto dodać puentę. Pani Gretkowską zresztą sama była niezadowolona. Chciała mieć więcej czasu na dopracowanie audycji, a czasu nie było. Pojawił się jakiś tajemniczy paragraf o zgorszeniu nieletnich, no i się wycofała. Nie chciała być osądzona a priori, co rozumiem.

Stanęło na tym, że w niedzielę masz audycję z popularną pisarką Katarzyną Grocholą.

Do końca czerwca. W wakacje będzie nowa ramówka, a przypuszczalnie we wrześniu zostanie rozważona kwestia, czy ta audycja się obroniła.

A co się stało, że tak nagle godzisz się na wszystko, co ci się proponuje?

To pytanie, którego bardzo się obawiałem. Niestety, wychodzi na to, że bardzo lubię radio, bo raczej jestem facetem, który mówi do widzenia, jak coś mu nie odpowiada.

No właśnie, przecież zawsze bytes buntowniczy. Zapłaciłeś za studia, bo nie podobało ci się, że zmuszają cię do jakiejś pracy, a w stosunku do radia dość często wykazywałeś uległość. W stanie wojennym, chociaż się wahałeś, postanowiłeś jednak występować na antenie.

Może gdyby chodziło o inną stację, to bym tego nie zrobił, ale chodziło o Trójkę. Ja jestem już teraz stary człowiek, to nie jest alibi, ale czekałem, kiedy ktoś ze słuchaczy wyraźnie mi powie, że robię źle. Gdy na drżących nogach tuż po zakończeniu stanu wojennego pojawiłem się na antenie, słuchacze przywitali mnie sympatycznie. Byłem dla nich częścią odtrutki na to, co im się nie podobało.

Kogo chowano na pogrzebie zorganizowanym niedawno przez słuchaczy przed siedzibą Trójki?

Starą Trójkę.

Ciebie też tam grzebali?

Nie wiem, bo nikt mi nie powiedział, że moje nazwisko było na trumnie.

Nie wiadomo, kto umarł?

Trójka jako koncepcja radia takiego, jakim było.

Pytam dlatego, że mówisz o tym, jak ważne jest dla ciebie, co myślą słuchacze.

No tak, tylko że ja teraz stoję na rozstaju dróg, ponieważ z jednej strony mam pogrzeb Trójki, w którym uczestniczyło ileś osób. A z drugiej strony przez internet otrzymałem mnóstwo pytań, kiedy wreszcie poinformuję słuchaczy o nowej porze nadawania mojej audycji. Kiedy ruszałem z MANN AND WOMAN, na założonej bez mojej wiedzy stronie internetowej MANNIAKA pojawiły się wyliczenia, ile w tym programie przemyciłem utworów w swoim stylu. Strasznie to jest miłe. Moi słuchacze szukają substytutu nawet w tej audycji, która jest na zupełnie inny temat. Gdybym teraz się obraził, to chyba głupio bym zrobił. Oczywiście, gdyby przyszedł do mnie ktoś i powiedział: "Panie Mann, pan będzie nadawał takie piosenki, takie wypowiedzi formułował, niech pan poprawi dykcję i częściej podaje godziny", to bym się odwrócił bez słowa. Ale nic takiego się nie zdarzyło.

Akceptujesz dzisiejszą Trójkę?

Wiesz, to jest taka ładna kobitka, co się fatalnie ubrała.

Coś na głowę źle założyła?

Ja bym coś korygował, tylko może ja mam inne poczucie mody.

A w których częściach się tak fatalnie ubrała?

Nie podoba mi się cala sfera identyfikacji stacji - te pieśni śpiewane, że to Trójka. Przywykłem do tego, że to Program Trzeci. To są takie drobiazgi, ale dla ortodoksyjnego fana to ogromne różnice. To tak jakby Elvis Presley nagle zmienił imię na Krzysztof. Zawsze słuchałem Trójki, z wyjątkiem sytuacji, kiedy miałem własne radio.

Masz na myśli warszawskie radio Kolor. A stołeczne radio Pogoda też jest twoje?

Jestem udziałowcem, ale...

Nie czujesz się za nie odpowiedzialny?

Niespecjalnie.

Czy jesteś aż tak bardzo zakochany w Trójce, że zrobisz wszystko, żeby tam zostać?

Nie za wszelką cenę, ale bez radia jest mi bardzo źle. Gdyby Trójka zmieniła się tak, że nie chciałbym już tam przychodzić, to może w ogóle przestałoby dla mnie istnieć miejsce w radiu. Nie widzę siebie wśród młodych, szybkostrzelnych dyskdżokejów, którzy występują w różnych stacjach.

Czy poza Trójką akceptujesz jakieś inne radio?

W moim przypadku jest inny problem. Nie zauważyłem, i to nie jest kokieteria, że mija czas. Gdybym miał zrobić audycję w jakimś radiu, nie myślałbym w kategoriach dopasowywania się. Myślałbym tylko, że robię tyle, ile mi dali: dwie godziny - proszę bardzo, całą noc - proszę uprzejmie. Zastanawiałbym się dopiero w wypadku, kiedy nie mógłbym być sobą. Dotąd nikt mi nie powiedział, że mam robić coś innego niż zwykle. Jestem kupowany nie jako facet, który ma płyty, dykcję czy głos, tylko jako całość - z moim poczuciem humoru, z moim flegmatycznym istnieniem na antenie.

To znaczy, że jeżeli dostałbyś propozycję z radia Wawa na swój autorski trzygodzinny blok...

To być może odpowiedziałbym tak.

Przejdźmy do konkretów. Czy Krzysztof Matema jest twoim wychowankiem?

W radiu tak. Poznaliśmy się w radiu, kiedy przyprowadzono go do studia, w którym miałem audycję na żywo. Miał się przyjrzeć, jak to się robi.

Kolega się rozwinął?

Ma bardzo dobry głos, ale nie ma wyczucia czasu i trzeba go pilnować, żeby nie gadał za dużo.

Pracujecie jeszcze razem? Czy może w twoim życiu nastąpił jakiś przełom i chcesz się zająć tylko radiem?

Siedzisz na kanapie, której współwłaścicielem jest Krzysztof. Z początkiem roku skończyła się nasza współpraca z TV Puls, chociaż mieliśmy umowę do marca. Nie jest tajemnicą, że ta stacja ma problemy finansowe. Można odnieść zresztą wrażenie, że cały czas dla nich pracujemy, bo wciąż lecą powtórki naszych programów, ale od stycznia nic już nie robimy.

Czyli powody finansowe?

Tak. Co prawda ktoś w TV Puls podobno mówił, że nasz program się opatrzył, ale wtedy chybaby go nie powtarzali.

W Jedynce też mówili, że MdM się opatrzył. Czy rozstanie z TVP to była wasza decyzja?

Nasza. Trochę się zachłysnęliśmy z Krzyśkiem tym, co zaproponował nam Puls. Nie wiem, czy ktoś w Polsce miał możliwość realizowania talk show pokazywanego codziennie od poniedziałku do piątku. Wiele osób pytało, czy to jest program na żywo, bo komentował to, co się stało wczoraj. Chcieliśmy, żeby właśnie takie wrażenie robił. Myślę, że wyszliśmy z tego obronną ręką. Oczywiście, że za taką ogromną pracę były pieniądze. Wiele osób nam tego zazdrościło. Pojawiły się plotki o naszych udziałach w TV Puls, o Bóg wie jakich honorariach, które są nieprawdziwe. Do sprawdzenia przez dowolnego prokuratora. Zresztą nikt nie lubi, kiedy mu się zagląda do kieszeni. Szczególnie że moja nie jest przepełniona. Nie mam dużo pracy. Teraz mamy przerwę w działalności telewizyjnej. Ja mam SZANSĘ NA SUKCES, ale nie jestem jej autorem, tylko ją prowadzę. Złożyliśmy trzy pomysły na programy. Zobaczymy, jak to się rozwinie.

Czy w trakcie realizacji waszego programu w TV Puls żałowaliście, że zrezygnowaliście z pracy dla Jedynki?

Kiedy oglądałem dobre odcinki i uświadamiałem sobie, że to obejrzy 0,5 proc. widowni, to było mi szkoda wysiłku - mojego, ludzi, którzy przy tym pracowali, gościa, który fajnie wypadł. Telewizja publiczna dawała dużo większą widownię.

Na co masz ochotę, jeśli chodzi o pracę? Co najchętniej byś robił?

Ostatnio chodzę i mówię, jak mi przyjemnie, kiedy coś znowu napiszę.

Co tak naprawdę cię obchodzi?

Dużo rzeczy, ale zmieniły się chyba proporcje. Kiedyś bardzo mnie obchodziło, żeby mieć płytę, która mi się podoba, albo żeby pojechać w jakieś miejsce, potem, żeby przekroczyć kolejny próg zawodowy. Teraz bardzo się uspokoiłem. Zawsze byłem ciekawy. Stąd miałem takie okresy, że prowadziłem festiwal, napisałem piosenkę, zapowiedziałem coś. Teraz nie mam tego motorka i nawet podróże, które uwielbiałem, już mnie tak nie napędzają. Głównie patrzę na to, jak rośnie mój synek.

Rozmawiała Alicja Resich-Modlińska